Porozmawialiśmy z naszym atakującym Wiktorem Musiałem m.in. o tym, na jakich siatkarzach wzorował się za młodu, czym zajmie się po karierze sportowej i kiedy poczuł, że PlusLiga jest dla niego właściwym miejscem.

Okazało się, że PlusLiga nie jest taka straszna, nawet gdy debiutuje się w niej w wieku 27 lat, ale początki były trudne?

Wiedziałem, że szykuje się duże wyzwanie i że będzie ciężko. Najpierw ćwiczyłem w okresie wakacji na podstawie planu naszego trenera od przygotowania motorycznego, a potem zaczęły się treningi i... zderzyłem się ze ścianą. Pierwsza dwa tygodnie były po prostu koszmarne: skończyło się atakowanie nad blokiem, pojawiła się trudność w postaci naprawdę doświadczonych środkowych i zebrałem sporo „beretów”. Wracałem do domu i myślałem: co ja tu robię? Ale na szczęście to były tylko trudne początki, potem było łatwiej. Poznałem chłopaków, ich lepsze i słabsze strony i zacząłem to wykorzystywać.

BILETY NA MECZ Z BKS-EM VISŁA BYDGOSZCZ! NAJTANIEJ W INTERNECIE

W swoich pierwszych tygodniach w GieKSie sprawiałeś wrażenie dość nieśmiałego, skupiałeś się na obserwowaniu nowego otoczenia...

Tak było w stu procentach, potwierdzam. Trzeba się było przyzwyczaić do nowych warunków, do innej oprawy meczowej i atmosfery podczas spotkań. W pierwszej lidze zdarzały się mecze, na które przychodziło sporo kibiców, ale jednak sama świadomość, że gra się w takich rozgrywkach jak PlusLiga, robiła swoje.

W którym momencie poczułeś, że PlusLiga to twoje miejsce?

Myślę, że zaczęło się od meczu w Suwałkach. Dał mi on przekonanie, że jednak mogę występować w tej lidze na dobrym poziomie i poradzę sobie w niej. To był ważny krok w mojej siatkarskiej drodze i trzeba spiąć się w sobie, by dać z siebie jeszcze więcej.

Dostałeś swoją szansę na grę w pierwszej szóstce z racji urazu Jakuba Jarosza...

Pojawiła się taka szansa i mam swoje pięć minut, które muszę wykorzystać. Co nie zmienia faktu, że dla drużyny najlepiej byłoby, gdybyśmy obaj z Kubą byli gotowi do gry, bo w trakcie meczu zdarzają się słabsze chwile i zmiennik jest potrzebny. Mam nadzieję, że Kuba wróci jak najszybciej do zdrowia i obaj będziemy mogli pomóc GieKSie.

Spodziewałeś się kiedykolwiek, że twoim kolegą z zespołu będzie zawodnik o takim CV jak Jarosz?

Niesamowita sprawa, przecież kiedyś oglądałem jego mecze w kadrze! Kiedy dowiedziałem się przed sezonem, że to właśnie on zagra w GKS-ie, bardzo się ucieszyłem, ale z drugiej strony nie spodziewałem się wielu szans na grę. Stało się ostatecznie inaczej, a Kuba od początku sezonu dawał mi bardzo cenne wskazówki i bardzo się wspieramy na swojej pozycji, nie ma niezdrowej rywalizacji. Nie mogłem trafić lepiej, Kuba Jarosz to najlepszy atakujący, którego można mieć w swojej ekipie.

A jest on w gronie atakujących, na których wzorowałeś się w przeszłości?

Tak, jest jedną z takich postaci. Za dzieciaka wzorowałem się też na Mariuszu Wlazłym, zresztą nie tylko ja. Do tego w gronie takich siatkarskich wzorów na mojej pozycji jest Bartosz Kurek, kolejny światowej klasy gracz.

Nie kusiło cię, żeby pójść w ślady Mariusza Wlazłego i zostać siatkarską legendą w Tomaszowie Mazowieckim?

Żeby być takim siatkarzem jak Wlazły, musiałbym być z dziesięć lat młodszy i grać od zawsze w PlusLidze! Wiadomo, miło jest być ważną postacią zespołu i jego filarem w swoim rodzinnym mieście, jednak póki co w Tomaszowie nie ma PlusLigi. Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.

Ale było tego blisko w 2018 roku.

Było bardzo blisko, po tym, jak zrobiliśmy awans do pierwszej ligi, otarliśmy się o wygranie finału z AZS-em Częstochowa. Ale po dwóch pierwszych, wygranych meczach stało się coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Przegraliśmy dwa kolejne spotkania u siebie, a potem decydujące starcie w Częstochowie. Było to bolesne, ale i tak wicemistrzostwo ligi w roli beniaminka była wyjątkową sprawą.

Zająłeś się na poważnie siatkówką dopiero w szkole średniej, a samym początku była piłka nożna...

Tak, i ta przygoda trwała całe trzy dni, bo nie podobało mi się zachowanie, z jakim spotkałem się jako „świeżak” w szatni i to mnie zniechęciło do zajęć. Potem otarłem się o lekkoatletykę, czyli biegi i skok w dal, do tego w liceum zacząłem trenować siatkówkę w sekcji pod nazwą Wiking Tomaszów Mazowiecki pod okiem trenera Tomasza Migały.

FILOZOFIA ŻYCIA DUSTINA WATTENA. TYLKO W GIEKSA TV

Po przejściu do seniorskiej siatkówki trafiłem na studia do Białej Podlaskiej, gdzie grałem w drugoligowym Międzyrzecu u Marcina Śliwy i tam spędziłem naprawdę dobre lata. W rozgrywkach szło nam nieźle, do tego koledzy z drużyny byli jednocześnie kolegami z roku, dlatego trzymaliśmy się ze sobą cały czas razem. To były czas mniejszego zawodowstwa, jako że łączyło się życie studenta z graniem, ale atmosferę wspominam do tej pory. I od razu dodam, że równie komfortowo czuję się w katowickiej szatni, trafiłem w GKS-ie na świetnych ludzi.

Postawiłeś na skończenie studiów, choć dla części sportowców nie są one priorytetem.

I pewnie popełniłbym ten sam błąd, bo na drugim roku studiów chciano mnie ściągnąć z powrotem do Tomaszowa, ale rodzice postawili sprawę jasno, że mam dokończyć naukę. I dobrze się stało, bo dopóki jest siatkówka i zdrowie, nie ma się o co martwić, ale kiedyś zabraknie obu i trzeba mieć wyjście awaryjne. W moim wypadku będą to zapewne służby mundurowe, jako że w mojej rodzinie przenosimy to z pokolenia na pokolenie. Tata pracuje w policji, mama w wojsku, obaj dziadkowie w strażach... Więc pewnie pójdę w tym kierunku.

Twoje cele na ten sezon w PlusLidze i kolejne?

Mam nadzieję, że znajdziemy się w tabeli ligi jak najwyżej i wywalczymy z GKS-em dobry wynik. A potem? Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego dobrze by było mieć na koncie medal PlusLigi. Ale to dopiero w dalszej perspektywie, najważniejszy jest obecny sezon i wynik, jaki zrobimy na jego koniec.