Jak wygląda praca fizjoterapeuty w klubie PlusLigi? Jakie są w niej największe wyzwanie? O to zapytaliśmy pracującego w sztabie trenerskim siatkarskiej GieKSy Grzegorza Rzeteckiego.

Praca w sporcie była twoim marzeniem od zawsze?

Wiedziałem już mniej więcej od końca studiów i początków rozwoju mojej działalności, że będzie on ukierunkowana na medycynę i fizjoterapię sportową. W tym się po prostu specjalizowałem i dobrze czułem, bo już wcześniej sport pojawiał się w moim życiu: w dzieciństwie trenowałem hokej, potem pojawiło się brazylijskie ju jitsu… Dlatego podjęcie decyzji o tym, że zwiążę swoją drogę zawodową ze sportem, nie było wyjątkowo trudne. Mam okazję pracować przy siatkówce na najwyższym krajowym poziomie i to wyjątkowe wyzwanie.

Masz w swoim zawodowym CV także współpracę z pływakami i zawodnikami MMA. Czy specyfika pracy w tych dyscyplinach różniła się skrajnie od tego, czego doświadczasz w siatkówce?

Jeśli chodzi o czystą specjalizację, to są to zupełnie odmienne dyscypliny, co dotyczy także wymagań sportowców oraz kontuzji, jakie pojawiają się w tych sportach. Oczywiście, są elementy ogólne, które będą występowały w każdym sporcie, ale mamy do czynienia z inną specyfiką. Najważniejsza różnica jest taka, że pływanie czy MMA to dyscypliny indywidualne, natomiast w siatkówce mamy czternastu graczy i pracę z całym zespołem, co zmienia ukierunkowanie tego, co jest w zakresie moich obowiązków. Jest sporo pracy indywidualnej z każdym z zawodników, ale wszystko jest podporządkowane grupie.

KARNETY NA RUNDĘ WIOSENNĄ GKS-U W SPRZEDAŻY!

Największym wyzwaniem w twojej pracy jest dostosowanie się do każdego zawodnika i ocenianie, czego potrzebuje najbardziej?

Tak! Mam spore pole manewru, bo rodzaje urazów występujących w siatkówce są wszelakie: od kontuzji stawu skokowego przez podejrzenia złamania kości, urazy barku, problemy ze stawami kolanowymi i kręgosłupem. Jest wiele dolegliwości, które mogą wystąpić, a każdy zawodnik za sprawą swojego doświadczenia sportowego czy wieku jest osobnym przypadkiem i to sprawia, że praca z nimi jest tak samo różnorodna, co wymagająca.

Za co tak naprawdę jest odpowiedzialny fizjoterapeuta w trakcie sezonu i całego okresu pracy z drużyną?

Pracy fizjoterapeutów nie widać do końca podczas meczów, natomiast na zapleczu, przed i po spotkaniu, jest jej naprawdę sporo. Moim zadaniem jest przede wszystkim dbanie o zdrowie każdego zawodnika, by był gotowy pod względem fizycznym do każdego meczu i czuł się jak najlepiej. Kiedy pojawia się ból albo ograniczenie ruchomości, to zwykle zaczyna się wyścig z czasem, by znaleźć najlepszą technikę albo metodę, by postawić zawodnika na nogi i sprawić, by zagrał na sto procent w kolejnym meczu. To duże wyzwanie ze względu na poziom rozgrywek, bo przecież ekstraklasa to najwyższy poziom zawodowstwa. Do tego odpowiadam na tyle, na ile jest to możliwe za monitorowanie stanu zdrowia siatkarzy i odpowiednie zabezpieczenie go na co dzień przez choćby dostępny sprzęt ortopedyczny.

Niektórzy fizjoterapeuci przyznają, że praca w sporcie to bardzo duże wyzwanie ze względu na napięty terminarz i doraźne potrzeby klubu oraz drużyny. To prawda?

W pracy w zaciszu gabinetu fizjoterapeuta wie, że ma komfort czasowy, dlatego możemy spokojnie i długofalowo kierować terapią, a do tego edukować pacjenta w zakresie leczenia. Tego komfortu nie ma w klubie i presja czasu jest jak najbardziej obecna, tak samo jak pewne kompromisy, na jakie musimy się decydować. Jeżeli siatkarzowi przydarzy się kontuzja dwa dni przed meczem, to na dobrą sprawę mamy niecałe dwadzieścia cztery godziny na to, by zawodnik stawił się na mecz i czuł się w miarę komfortowo. Nie ma czasu na kompleksowe działania, kilkanaście spotkań i złożone monitorowanie przebiegu terapii. Trzeba szybko zdiagnozować zawodnika, postawić hipotezę, potwierdzić ją i sprawdzić efekty pracy, i to wszystko w ciągu jednej sesji. Dlatego tym bardziej dostosowane i skuteczne muszą być techniki, jakie stosuję w pracy.

Zwykle kiedy zespół dotyka plaga kontuzji, pojawiają się komentarze w stylu "to wina sztabu medycznego i słabego przygotowania fizycznego". Jak to wygląda z twojej perspektywy?

Kibic czy ekspert widzi zwykle tylko efekt końcowy, czyli kontuzjowanego zawodnika będącego poza składem, natomiast rzeczywistość jak zawsze jest nieco bardziej złożona. Bardzo ważna jest współpraca z trenerem przygotowania motorycznego, który przez zastosowane formy treningu i jego specjalizację może bardzo ułatwić nam pracę i znacząco zmniejszyć ryzyko wystąpienia urazów w drużynie. Ale są rzeczy, na które nie mamy wpływu. Mamy w ekipie młodych zawodników ocierających się o PlusLigę, którzy do tej pory nie mieli kontaktu z takim wysiłkiem, jak i takich, którzy spędzili w siatkówce sporo czasu na najwyższym poziomie, ale po latach długotrwałego wysiłku i wyrzeczeń ich wytrzymałość będzie mniejsza i będą odczuwać tego skutki. Dlatego trzech czy czterech kontuzjowanych graczy w zespole to nie zawsze wina członków sztabu, który aktualnie z nimi pracują. Dokładny raport medyczny w drużynie mógłby pokazać, że ci zawodnicy już wcześniej odczuwali podobne urazy i to, że one się pojawiły, może być efektem większego, wcześniejszego problemu, który ujawnił się akurat w danym momencie sezonu.

Jak wiele zmieniło się w twojej codziennej pracy na przestrzeni ostatnich lat?

Największa różnicę podam na przykładzie chyba najpopularniejszej kontuzji wśród siatkarzy, czyli urazu stawu skokowego. Zwykle gdy chciało się w takiej sytuacji jak najszybciej postawić zawodnika na nogi, to schemat był prosty: kompresja, bandaż elastyczny, lód i czekanie na wydobrzenie siatkarza. Teraz widać, jak dużo efektów daje regularna, pogłębiona edukacja fizjoterapeutów w Polsce i zagranicą w zakresie nowych trendów.

Na dobrą sprawę mamy możliwość skutecznego działania chwilę po zdiagnozowaniu kontuzji, już w trakcie meczu. Czy to będzie coraz bardziej popularna w wielu dziedzinach sportu metoda pinopresury, suche igłowanie czy różne techniki w terapii manualnej - możemy zacząć naszą pracę w kilka chwil po odniesieniu kontuzji i jej zdiagnozowaniu. A dzięki temu możemy przyspieszyć powrót do gry nawet o 50 procent w porównaniu do tego, jak wyglądało to 10 lub 15 lat temu.

W sporcie widzimy na każdym kroku wyścig zbrojeń i rywalizację o jak najszybsze wypracowanie rozwiązań pozwalających na wyprzedzenie konkurencji. To samo dotyczy twojego fachu?

Może nie nazwałbym tego do końca rywalizacją, ale faktycznie każdy szuka jak najlepszych rozwiązań i przysłowiowego złotego środka, by leczenie w siatkówce odbywało się jak najszybciej i najbardziej efektywnie. To oznacza wyjazdy na liczne szkolenia, codziennie dokształcanie się i korzystanie z aktualnej literatury w tym zakresie. Wiedza poparta praktyką i rozwojem pozwala nam na znajdowanie nowych, lepszych metod działania, w których potem możemy przebierać w codziennej pracy. Wszystko po to, by nasi gracze występowali na boisku jak najdłużej i bez przykrych niespodzianek.