Siatkówka była dla niego naturalnym wyborem. W tę dyscyplinę grała jego mama, tata, starszy brat i siostra. Jest uważany za jeden z największych belgijskich talentów, co potwierdza na parkiecie. Na co dzień uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony i szalenie ambitny. Poznajcie bliżej Tomasa Rousseaux.

Rodzinna dyscyplina

Ta wyjątkowa dyscyplina jest wszechobecna w mojej rodzinie. Mój ojciec jest obecnie trenerem, brat był profesjonalnym siatkarzem, tak samo jak siostra Helene. Po raz pierwszy miałem styczność z siatkówką już w wieku pięciu lat. Bardzo lubiłem także piłkę nożną, więc przez dwa lata równocześnie trenowałem obie dyscypliny. W pewnym momencie zauważyłem jednak, że lepiej mi idzie i zdecydowanie bardziej odpowiada siatkówka. Gdy miałem 15 lat poszedłem do belgijskiej szkółki siatkarskiej, a następnie w Knack Roeselare rozpoczęła się moja profesjonalna kariera.

Wolny wybór

Nikt nigdy nie zmuszał mnie do trenowania siatkówki. U mnie w rodzinie tak to nie funkcjonuje. Każdy z nas miał wolny wybór, ale każdy wybrał siatkówkę. Kocham ten sport, uwielbiam grać. To, co mi się w nim podoba to także jej aspekt społeczny. Trzeba być bardzo blisko ze swoimi kolegami z boiska, można poznać wielu wspaniałych ludzi i przyjaciół. Dziś absolutnie nie żałuję, że wybrałem siatkówkę. Poza tą dyscypliną interesuję się również koszykówką. Oglądam spotkania NBA w miarę możliwości. Profesjonalnie nigdy nie grałem, jedynie w szkole i w czasie wolnym. W trakcie sezonu jest to jednak niemożliwe, dlatego pozostaje śledzenie zmagań przed telewizorem.

Tata - trener - mentor

Myślę, że mój ojciec jest najważniejszą postacią w moim siatkarskim życiu. Był moim trenerem przez ponad 10 lat. Pracowaliśmy zanim poszedłem do szkoły siatkarskiej, kiedy w niej byłem i później, gdy grałem w Knack Roeselare. Bardzo dużo mnie nauczył, choć współpraca nie zawsze była łatwa. Gdy twój ojciec jest trenerem, to łączą cię z nim wyjątkowe więzi. Dlatego też czasami było mi trudniej niż innym dzieciakom i zawodnikom, co nie zawsze było dla mnie łatwe do zniesienia. Nauczyłem się jednak od niego bardzo wiele, bo w mojej opinii - pomijając fakt, że jest moim ojcem - to jeden z najlepszych belgijskich szkoleniowców. To szczęście, że mogłem z nim pracować.

Polsko-włoskie eldorado

Do tej pory występowałem w lidze belgijskiej, włoskiej, niemieckiej i polskiej. Uwielbiam za to swój zawód, ponieważ mogę zobaczyć i poznać kulturę innych krajów, a także spróbować swoich sił w różnych stylach siatkówki. Każdy kraj jest inny. Bardzo lubię Polskę, dlatego bardzo chciałem zostać w Waszym kraju. Kultura siatkówki jest tutaj niesamowita. Gdy grasz na parkiecie, to wszyscy od ciebie wiele wymagają, ale poza boiskiem cię szanują nawet, gdy ci coś nie wyjdzie. To jest niesamowite. Zawsze podziwiałem ligę polską oraz włoską i zawsze chciałem w nich zagrać. W Italii także było ciekawie. Przede wszystkim żyło tam się świetnie - pyszne jedzenie, dobra pogoda. Kibice byli jednak zupełnie inaczej związani emocjonalnie niż w Polsce. Po wygranej byłeś dla nich bohaterem, jednak po porażce potrafili zmieszać cię z błotem. Bez względu na wszystko uważam, że Włochy i Polska to najlepsze miejsca do gry w siatkówkę na świecie.

Dobry katowicki wybór

Nie wiem gdzie poprowadzi mnie kariera, do jakiego kraju i jakiej ligi trafię. Wraz ze zbliżającym się końcem kariery zmieniają się priorytety zawodników, którzy coraz poważniej myślą o rodzinie, czy jej finansowym zabezpieczeniu. Dla mnie ciągle najważniejsza jest kwestia sportowa, bo chcę się rozwijać. Katowice okazały się świetnym wyborem, bo mogę tutaj pracować ze wspaniałym sztabem na czele z Piotrem Gruszką oraz świetnymi, młodymi i ambitnymi zawodnikami. Chcę tu być, bo na chwilę obecną to dla mnie najlepsze miejsce. Być może kiedy będę starszy moje decyzje będą powodowane innymi aspektami, ale teraz najważniejszy jest ten sportowy.

Bliżej siostry

Sport jest najważniejszy, ale za ofertą GieKSy przemawiało wiele innych aspektów. Między innymi ten, że teraz jestem blisko mojej siostry, która gra w Rzeszowie. Przyjechała do niej moja mama, a że mieliśmy dwa dni wolnego to je odwiedziłem i znów mogliśmy być razem. W Katowicach świetnie się czuję. Ostatnio miałem okazję więcej pospacerować po centrum, które wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Plusów jest więcej, jak chociażby bliskość lotniska, co ułatwia życie m.in. mojej dziewczynie.

Mierzyć w najwyższe cele

Myślę, że każdy z zawodników marzy o tym, by wywalczyć przynajmniej jedno trofeum w kraju, w którym aktualnie występuje. W Belgii i Niemczech wygrywałem tytuły, we Włoszech się nie udało. W Polsce byłem już blisko z Indykpolem AZS Olsztyn, ale zajęliśmy w lidze czwarte miejsce. Dla mnie to cel, który mi przyświeca, choć doskonale zdaję sobie sprawę, jak trudno go osiągnąć. Trzeba jednak mierzyć wysoko, jeśli chce się rozwijać, dlatego wierzę, że pewnego dnia sięgnę po medal PlusLigi lub po Puchar Polski.

Szczęśliwy w każdym momencie

Mam wiele sportowych marzeń. Naczelnym celem jest dla mnie występ z reprezentacją Belgii na igrzyskach olimpijskich. To wielkie marzenie moje i każdego z reprezentantów. Jeśli chodzi o moją karierę klubową, to wiem jedno - niezależnie od tego gdzie będę grał muszę ciężko trenować każdego dnia i stawać się coraz lepszym siatkarzem. To jedyna postawa, jaką akceptuję. Sam nakładam na siebie presję, jednak gdy nie wychodzi nie frustruję się, jak niektórzy. Staram się być pozytywny, a jednocześnie cieszyć się w trakcie pracy z osiąganych rezultatów. Myślę, że każdy profesjonalny sportowiec powinien podchodzić do tego w ten sposób i dawać z siebie to, co najlepsze. Trzeba starać się być szczęśliwym w każdym momencie swojej kariery.