Poznajcie lepiej naszego środkowego Miłosza Zniszczoła - Ślązaka, który po latach gry w Kielcach, Bydgoszczy i Olsztynie wrócił w rodzinne strony.

Powrót na Śląsk

Chociaż jestem z Rybnika, przez długie lata ludzie myśleli, że pochodzę z Kielc, pewnie z racji tego, że spędziłem tam sporo czasu. A kiedy wróciłem na Śląsk, niektórym się wydawało, że jestem z... Olsztyna. Na Śląsku zawsze czułem się dobrze i cieszę się, że w końcu tu wróciłem. Jakby nie patrzeć, długo mnie tutaj nie było, właściwie całą seniorską karierę.

Czuję się mocno związany z regionem, jako że moja rodzina jest związana ze Śląskiem od lat, można powiedzieć, że z dziada pradziada. Nie mam problemu z godaniem po śląsku, w mojej rodzinie od zawsze się godało i do tej pory rozmawiam z dziadkami czy wujkami właśnie po śląsku. Godki słyszy się mniej niż kiedyś, rzadziej się jej używa, ale w moich stronach jak najbardziej jest obecna.

BILETY NA ŚWIĄTECZNY MECZ W SPODKU WCIĄŻ W SPRZEDAŻY! BĄDŹ Z NAMI 21 GRUDNIA!

Początki

Co było motorem napędowym? Zawsze chciałem coś osiągnąć w sporcie, zrobić coś wyjątkowego i udało mi się to zrobić właśnie przez siatkówkę. Bardzo pomogli mi w tym rodzice, którzy przywozili mnie na treningi i zachęcali do tego, żebym poszedł w kierunki sportu. Trochę to trwało, ale po tylu latach grania mogę powiedzieć, że osiągnąłem swój cel.

Klub, w którym zaczynałem, nazywał się nieco inaczej niż teraz - Ivet Jastrzębie Borynia, wcześniej KS Jastrzębie Borynia. Początki wyglądały tak, że klub walczył w tamtym czasie o najwyższe cele w lidze i w związku z tym nie stawiano szczególnie na młodzież wchodzącą do poważnej siatkówki. Wtedy nie udało się zaistnieć, po okresie juniorski poszedłem grać do drugiej ligi w Raciborzu i tak naprawdę to właśnie tam zaczęła się moja droga do PlusLigi.

Kielce

Pracowałem z trenerem Daszkiewiczem przez cztery lata w Kielcach i przechodząc do Katowic, wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Wiedziałem też, że trener miał nieco przerwy od pracy w siatkówce i przez ten czas rozwijał swoje umiejętności. Zależało mi na pracy z polskim trenerem, dlatego tym bardziej cieszy mnie to, że jesteśmy razem w Katowicach.

Najlepsze lata spędzone w Kielcach? Sporo osób pamięta późniejsze sezony klubu w ekstraklasie, pod różnymi nazwami, natomiast zaczynaliśmy jako Fart Kielce i pod tą nazwą awansowaliśmy z drugiej ligi do pierwszej, a potem do PlusLigi. Do dziś pamiętam mecze decydujące o awansie do ekstraklasy: jako beniaminek rozgrywek dostaliśmy się do finału pierwszej ligi, gdzie graliśmy z Treflem Gdańsk i ostatecznie wygraliśmy po pięciu meczach. To były niesamowite emocje, towarzyszyła nam niepowtarzalna atmosfera, a frekwencja na trybunach Hali Legionów była tak wysoka, że przez trzy kolejne sezony w PlusLidze na żaden nasz mecz nie przyszło tyle ludzi, ile na tamte finały z Treflem.

O krok od finału

Niektórzy ciągle wspominają pierwszy półfinał sezonu 2017/2018 między Indykpol AZS-em Olsztyn i ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, przegrany przez mój ówczesny klub 2:3. Dostaję pytania o to, czy nie śni mi się tamten mecz i moment, kiedy trafiłem Mateusza Bieńka w głowę i nie skończyłem decydującej akcji w piątym secie, a ja niezmiennie odpowiadam, że nigdy mi się to nie śniło. Ludzie pamiętają takie chwile, a nie pamiętają, co się działo wcześniej i że mogliśmy ten mecz wygrać 3:1.

Nie zmienia to faktu, że w tamtym sezonie klub z Olsztyna mierzył wysoko i nie zabrakło nam wiele, by znaleźć się w finale PlusLigi. Byli dwa razy szalenie blisko wygrania półfinałów z ZAKSĄ, prowadziliśmy nawet 2:0 w Kędzierzynie-Koźlu... Witaliśmy się z gąską, teraz możemy to tylko wspominać.

Poza boiskiem

Staram się spędzać jak najwięcej czasu z córką, bo w trakcie sezonu nie ma zbyt wielu chwil, które można poświęcić rodzinie. Lubię odstresować się, grając na konsoli, poczytać książki... Do tego na wyjazdach, w autokarze czy w hotelach, regularnie oglądam seriale lub filmy na Netflixie. Jak sami widzicie, czas wolny spędzam bez większych szaleństw.