Mógł zostać lekkoatletą, ale na szczęście wybrał siatkówkę. Jest mistrzem świata i Europy kadetów oraz mistrzem Europy juniorów. Należy do najbardziej utalentowanego pokolania młodych siatkarzy w historii polskiej siatkówki. Poznajcie bliżej Dawida Wocha, nowego środkowego GieKSy.

Siatkówka wygrała z lekkoatletyką 

Mój starszy brat był profesjonalnym biegaczem. Występował w kadrze narodowej. Biegał na dystansach 1500 i 3000 metrów, ale preferował też dłuższe biegi - na 10 km czy półmaratony. Jako młodszy brat chciałem iść w jego ślady, ale gdzieś poczułem, że to nie to. Zawsze byłem w szkole najwyższy, dlatego brat zabrał mnie na trening siatkówki do AZS-u Częstochowa. Od razu mi się spodobało. W międzyczasie w Norwidzie powstała klasa siatkówki i akurat był prowadzony nabór do gimnazjum. Postanowiłem spróbować i od razu wiedziałem, że to jest to. Nadal lubię biegać i nie mam przed tym oporów, ale pokochałem siatkówkę.

Z Częstochowy do Spały

W trzeciej klasie gimnazjum wygraliśmy Turniej Nadziei Olimpijskich. Następnie dostaliśmy zaproszenia na kampy, a później przyszło powołanie do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale. Rozpoczął się wspaniały okres. Wyjeżdżaliśmy jako 16-latkowie, a rolę wychowawców przejmowali nasi trenerzy i nauczyciele. Nie mieli łatwo, bo bo okres buntu. Pierwszy rok był przełomowy. Później tak przyzwyczailiśmy się do siebie, że już szło. Wstawaliśmy rano, szliśmy do szkoły, a następnie seria treningów, kolacja i czas na sen. Dyrektor Leon Bartman pilnował, żebyśmy o 22 byli już w łóżkach. To pomagało, bo regeneracja w tym wieku również jest ważna, a taki rygor jaki mieliśmy ułatwił nam funkcjonowanie.

Złoci dominatorzy

Wygrywaliśmy wszystko co się dało. Byłem w drużynie, która zdobyła trzy złote medale - mistrzostw świata i Europy kadetów oraz mistrzostwo Europy juniorów. Do ostatniego dnia obozu trenowałem również przed MŚ juniorów, ale forma nie dopisała. Przez cały okres szkoły z chłopakami świetnie żyliśmy. Byliśmy ze sobą 24 godziny na dobę. W takich warunkach oczywiście nie obejdzie się bez kłótni i obrażania, ale to normalne. Szybko wracaliśmy do dobrych relacji, co przekładało się także na boisko. Czasami wystarczyło, że popatrzeliśmy tylko na siebie i wszystko było już jasne. Czas spędzony w Spale na zawsze pozostanie w pamięci. Z chłopakami nadal mamy świetny kontakt i teraz możemy rywalizować ze sobą w PlusLidze. Motywacja dzięki temu jest jeszcze większa.

Przepis na sukces

Byliśmy wyjątkową i charakterną grupą, zawsze gotową do ciężkiej pracy. Znaliśmy swoją wartość, ale czuliśmy respekt do rywala. Także tego teoretycznie słabszego. Wygrywaliśmy jak najmniejszym nakładem sił, co z kolei pomagało skupić się na najmocniejszych rywalach. Meczami z Rosją, czy Niemcami żyliśmy kilka dni wcześniej. Wszyscy trzymaliśmy się razem, każdy wiedział po co tam jest. Dodatkowo świetnie funkcjonowali trenerzy. Sebastian Pawlik i Maciej Zendeł potrafili polepszyć atmosferę, ale i skarcić nas kiedy trzeba. To wszystko przekuło się na sukcesy.

Finały z GieKSą

Srebrny medal pierwszej ligi również był dla nas gigantycznym sukcesem, bo pierwszym medalem w seniorskiej siatkówce. Cały sezon był bardzo udany. Pamiętam, że byliśmy po jednym ze „złotych” turniejów i graliśmy na dużym zmęczeniu, a trenerzy często rotowali składem. Pięć finałowych spotkań z GKS-em Katowice stało na niesamowicie wysokim poziomie. Myślę, że wiele klubów PlusLigi nie powstydziłoby się takich widowisk. O wszystkim decydowało piąte spotkanie, a w nim kluczowe były pojedyncze piłki. Wygrał GKS, który po świetnym sezonie zasłużył na ten tytuł. My jednak też byliśmy szczęśliwi, a pierwszy medal w dorosłej siatkówce będę pamiętał jeszcze bardzo długo.

Udany debiut

Po zakończeniu szkoły i gry w Spale podpisałem kontrakt z MKS-em Będzin. Z pierwszego sezonu byłem bardzo zadowolony. Rozegrałem około 50 setów, co jak na pierwszy rok w PlusLidze było - moim zdaniem - osiągnięciem bardzo korzystnym. Wykorzystałem szansę, rozwinąłem się i nabrałem doświadczenia, choć drużynowo nie byliśmy zadowoleni z zajętego miejsca. Drugi rok tak dobry już nie był. Graliśmy na pięciu środkowych, a to uniemożliwiało pełne treningi i ograniczało rozwój. Postanowiłem więc wyjechać do Francji i to była najlepsza decyzja jaką mogłem podjąć.

Z Zagłębia na Lazurowe Wybrzeże

Pobyt we Francji był dla mnie przygodą życia. Wyjechałem z Będzina i szybko znalazłem się na Lazurowym Wybrzeżu. Nicea to fantastyczne miejsce. Byłem skupiony jednak przede wszystkim na siatkówce. Kiedy pojawiłem się na pierwszych zajęciach trener od razu wstawił mnie do podstawowej szóstki i zostałem w niej już do końca sezonu. Udało się rozegrać cały rok bez przerw i kontuzji. Dużo się nauczyłem, bo to trochę inna, bardziej techniczna liga. Mogłem występować z takimi siatkarzami jak Kevin Le Roux czy Rafael Redwitz, co też było świetnym doświadczeniem. Liga francuska jest z pewnością bardziej wyrównana, bo tam nie jest niespodzianką, jeśli dwunasty zespół z tabeli wygra z liderem. PlusLiga jest jednak mocniejsza, dlatego mimo wcześniejszych propozycji z Francji, gdy tylko pojawiła się oferta z GKS-u, to od razu postanowiłem z niej skorzystać.

Sprawdzić się z najlepszymi

Wydawało mi się, że podjąłem dobrą decyzję, a teraz tylko się w tym utwierdzam. Widzę kogo mam koło siebie. Andrzej Zahorski to niesamowicie wymagający trener przygotowania fizycznego. Jest ciężko, ale doskonale wiem, że potrzebuję wzmocnić się fizycznie. Trenerzy Piotr Gruszka i Grzegorz Słaby bardzo pomagają pod względem stricte siatkarskim, dlatego wierzę, że będzie dobrze. Chcę jak najwięcej wyciągnąć ze zbliżającego się sezonu i udowodnić sobie, że potrafię grać na wysokim poziomie. Chcę sprawdzić swoje umiejętności z najlepszymi zawodnikami na świecie.