Przygodę ze sportem rozpoczynał od piłki nożnej w rodzinnej miejscowości na Opolszczyźnie. Przez siatkówkę plażową trafił w końcu na halę. Jest nie tylko skromnym, ale i wyjątkowo pracowitym zawodnikiem. Poznajcie bliżej Dawida Ogórka, nowego libero GieKSy.

Awans do okręgówki

Siatkówka nigdy nie była moim pomysłem na życie. Pochodzę z malutkiej wioski na Opolszczyźnie, gdzie nie było zbyt wielu możliwości. Był klub piłkarski, więc gdy zjadłem śniadanie rano, to do domu wracałem, gdy zachodziło słońce. Cały czas biegałem po boisku. Grałem amatorsko w LZS Kościeliska. Do dzisiaj mam koszulkę z awansu do okręgówki. Pewnego razu zacząłem jednak grać w siatkówkę plażową. Na jednym z turniejów podszedł do mnie Marcin Brzeziński i zapytał, czy gram na hali. Niedługo potem dostałem się do młodej ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, w której przez rok miałem możliwość trenowania pod okiem Michała Chadały. Bardzo dużo mu zawdzięczam. Później wszystko ruszyło.

Ze Spodka do Portugalii

Moja przygoda z Katowicami rozpoczęła się od KS Spodek, który wówczas występował w II lidze siatkówki. Niestety, grałem tam tylko trzy miesiące, bowiem nabawiłem się fatalnego skręcenia stawu skokowego. Długą przerwę wykorzystałem na pobyt na Erasmusie w Portugalii. Gdy wróciłem trener Albert Semeniuk zabrał mnie do Zawiercia. Tam spędziłem już cztery lata. Gdy zrobiliśmy awans z drugiej do pierwszej ligi, to zacząłem grać na libero.

Wzrost był przeszkodą

Zamiana pozycji z przyjęcia na libero była celowa. Zdawałem sobie, że z moim wzrostem ciężko będzie mi zawojować pierwszoligowe parkiety, nie mówiąc już o PlusLidze, bo różnica w parametrach zawodników jest tutaj ogromna.

Przełomowy sezon

Krok do przodu zrobiłem w ostatnim sezonie, gdy grałem w Lechii Tomaszów Mazowiecki. W końcu rozegrałem cały, pełny sezon. Na dodatek mieliśmy świetny zespół, z którym zajęliśmy drugie miejsce w pierwszej lidze, choć niewiele zabrakło, by wygrać rozgrywki. Mam same dobre wspomnienia z Tomaszowa i myślę, że to był przełomowy moment w karierze.

Sympatia do Katowic

Katowice znam doskonale. Podczas łącznie pięcioletniej przygody ze Spodkiem i Wartą Zawiercie przez dwa lata mieszkałem w Katowicach. Później przeprowadziłem się do Zawiercia, ale nadal często wracałem do stolicy województwa śląskiego. Naprawdę bardzo lubię to miasto. To miejsce, które mi odpowiada. Mam tu wielu znajomych, więc gdy tylko pojawiła się oferta z GKS-u, to nie zastanawiałem się zbyt długo nad podjęciem decyzji.

Poprzeczka w górę

Wszystko wokół mnie dzieje się bardzo szybko. Na razie więc staram się skupiać tylko na tym, co robimy każdego dnia. Doskonale wiem, że brakuje mi jeszcze sporo, by dojść do plusligowego poziomu. Jestem jednak ambitnym zawodnikiem więc postaram się temu sprostać. Jeśli zauważę postępy, to wówczas będę stawiał sobie poprzeczkę coraz wyżej.

Obrona lepsza niż przyjęcie

Zdecydowanie bardziej preferuję grę w obronie. Nie wiem czy moje przyjęcie można w ogóle nim nazwać. Muszę też przyzwyczaić się do warunków PlusLigi. W I lidze gra się piłkami marki Molten, które mają zupełnie inny charakter od tych, które są w PlusLidze. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, ale chcę się odwdzięczyć za okazane mi zaufanie.

Miłość do plażówki została

Siatkówka plażowa to świetna opcja, by poruszać się w lato, spotkać się ze znajomymi i trochę pozwiedzać. Należę do ludzi, którzy nie wytrzymaliby zbyt długo bez ruchu. Nie wiem czy to będzie mój sposób na każde lato. W tym roku wystąpiłem w kilku turniejach. Wraz z Adrianem Zdeblem zajęliśmy raz czwarte miejsce, a kilka razy byliśmy w dwunastce. Nigdy nie miałem jednak czasu, by profesjonalnie przygotować się do gry na piasku. Może kiedyś...