Nasz nowy statystyk ma w swoim CV nie tylko PlusLigę, ale także pracę z Andreą Anastasim w reprezentacji Belgii, a także ciekawe doświadczenie związane z kadrą Białorusi.

Belgia

Moja praca dla kadry Belgii to w dużej mierze zasługa Karola Rędziocha, który zadzwonił do mnie przed mistrzostwami świata w 2018 roku. Wcześniej statystykiem Belgów był Robert Kaźmierczak, który potem wraz z Vitalem Heynenem trafił do reprezentacji Polski. Przed tamtymi mistrzostwami potrzebowali statystyka do pomocy, nie miałem żadnego z tym, żeby się zgodzić na współpracę. Po tym, jak z reprezentacji odszedł Andrea Anastasi, nowy trener Belgów zadzwonił do mnie i stwierdził, że chciałbym wciąż ze mną pracować i widzi mnie w swoim sztabie.

W kadrze Belgii pracowali wraz ze mną inni Polacy, ale mówiąc szczerze, narodowość nie odgrywa większej roli. Obecnie w sporcie panuje globalizacja, że nie zwraca się uwagi na to, skąd pochodzi twój kolega z pracy. Naszym trenerem przygotowania fizycznego był Argentyńczyk i z nim też rozumieliśmy się bardzo dobrze. Ale faktycznie, kiedy mieliśmy chwilę wolnego, to ta „polska siła” bardzo się przydawała.

Na obczyźnie

Belgia to mały kraj, w którym każdy spędza czas raczej samotnie lub z rodziną, natomiast my z Karolem staraliśmy się w miarę często wychodzić poza hotel i jak najwięcej zwiedzać. Belgia jest o tyle specyficzna, że ciężko jej jest przykleić jakąś łatkę albo stereotyp, jak w przypadku innych krajów. Żyje tam sporo narodowości i to się odczuwa, ale z pewnością wyróżniała się tam architektura. Bardzo podobało mi się to, jak są zbudowane miasta w Niderlandach i jak wyglądają tam budynki. Do tego oczywiście dochodzi słynne belgijskie piwo!

Bilety na mecz z Asseco Resovią Rzeszów w sprzedaży!

Mistrzostwa Europy 2019

Na ostatnich mistrzostwach Europy wszyscy liczyliśmy na to, że będzie grać w ćwierćfinale z Serbią i nie ukrywam, że mieliśmy już wszystko ułożone właśnie pod ten mecz. Jednak na dzień przed spotkaniem z Ukrainą nasz pierwszy atakujący Henrik Tuerlinckx, rozgrywający naprawdę świetny turniej, doznał kontuzji i widziałem, że to wpłynęło negatywnie na zespół. Mecz z Ukraińcami z boku wyglądał nieźle, ale ostatecznie przegraliśmy go 2:3. Trzeba oddać rywalowi, że zagrał kapitalnie, zwłaszcza w tie-breaku. Nasze oczekiwania zdecydowanie były większe, ale Belgowie przyjęli to dość spokojnie. Co nie oznacza jednocześnie, że wszyscy byli zadowoleni z tego wyniku, bo po drużynie widać było smutek i brak satysfakcji. Liczyliśmy na więcej.

Dwie szkoły trenerskie

Jeśli chodzi o podobieństwa między trenerem Anastasim i Bretem Van Kerckhove, czyli obecnym selekcjonerem Belgów, widać było, że Brecht pochodzi ze szkoły trenerskiej Vitala Heynena. Organizował na przykład śmieszne rozgrzewki, za którymi z kolei niekoniecznie przepadał Anastasi. Van Kerckhove to mądry trener i ma dobry kontakt z chłopakami, choć nie jest to jeszcze taki autorytet dla graczy jak jego poprzednik. Czasem wystarczyło, że Andrea spojrzał i już wiadomo było, że robisz coś źle. Przy obu trenerach moje obowiązki były takie same i nie odczuwałem jakichś większych różnic w tym aspekcie. Staraliśmy się utrzymać tę jakość i schemat pracy, jaki był za kadencji Anastasiego.

Białoruskie wyzwanie

Jeśli chodzi o kadrę Białorusi, to zadziałała tak zwana poczta pantoflowa. Michał Mieszko Gogol przekazał mi kiedyś wiadomość, że Alek Achrem rozgląda się za statystykiem dla swojej reprezentacji i sprawy potoczyły się dosyć szybko. Nie jest to częsty kierunek, nawet dla statystyków, ale absolutnie nie żałuję tego kroku. Trafiłem na fajną drużynę z dużym potencjałem, co potwierdził srebrny medal Ligi Europejskiej wywalczony w tym roku. Czy była duża różnica w porównaniu z kadrą Belgii? Bez wątpienia, i to widoczna gołym okiem. Białorusini nie mają wyrafinowanej techniki, ale nadrabiają to siłą i determinacją. Czasem wydaje się, że dla tych chłopaków nie ma rzeczy niemożliwych i wszelkie braki są w stanie nadrobić walką. Można powiedzieć, że patrzyłem w ciągu jednego roku na dwa siatkarskie światy i niewątpliwie to było bardzo ciekawe, wzbogacające doświadczenie.

Katowice

Trener Daszkiewicz skontaktował się ze mną po tym, jak kończył mi się kontrakt w Lubinie i przekonał mnie do tego, żeby podpisać dłuższą umowę z GKS-em, bo w Katowicach szykuje się projekt cierpliwie budowany przez lata. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce sześć lat temu, kiedy jeszcze pracowałem w Młodej Lidze i klubie z Gdańska. Po raz kolejny muszę podziękować trenerowi Gogolowi, który przekazał mi informację, że Effector Kielce szuka statystyka i polecił mnie temu klubowi. Z trenerem Daszkiewiczem pracowaliśmy razem także podczas mistrzostw świata do lat 23, słynnych ze względu na liczne zmiany w formule rozgrywania spotkań, które ostatecznie się nie przyjęły. Egipt nam wyjątkowo nie posłużył, bo po pierwszych dwóch dniach pobytu większość drużyny cierpiała na dolegliwości żołądkowe, które bardzo ograniczyły nam pole manewru. Pamiętam, że w składzie na ten turniej byli Janek Firlej i Rafał Szymura, z którymi obecnie pracuję w Katowicach.

Zawodowe ambicje

Jak byłem młodszy, to miałem naprawdę duże ambicje, by co roku pracować w coraz lepszych miejscach i dobijać się do kadry. Ale wiadomo, że z czasem życie weryfikuje plany i teraz najważniejsze jest dla mnie to, by pracować wśród ludzi, którzy znają się na swojej pracy i z którymi dobrze się czuję. Czy to będzie najlepszy klub w Polsce, czy ten z dołu tabeli – nie ma to znaczenia.

Pamiętam, że kiedyś właściwie wszyscy statystycy oglądali filmy z konferencji trenerskich z udziałem Oskara Kaczmarczyka  czy Michała Gogola i chłonęli wszystko, co było tam powiedziane. Myślę, że większość kolegów po fachu zaczynała właśnie od takich inspiracji, ale z czasem każdy ma swoje przemyślenia i idzie w swoją stronę. Mamy fundamenty pracy, ale z drugiej strony każdy szuka nowinek i coraz lepszych rozwiązań, by po prostu być lepszym od konkurencji. Rozmowy z różnymi statystykami zawsze są bardzo ciekawe, bo następuje w nich sporo wymian myśli i spostrzeżeń. Każdego pcha do przodu chęć wymyślenia czegoś wartościowego dla swojej drużyny.

"Polska mafia" statystyków

Faktycznie, sporo polskich statystyków pracuje w różnych częściach świata i czasami spotykam się z żartami, że kiedyś w tym fachu panowali Serbowie i Włosi, a obecnie jest „Polish mafia”. Poznałem polskiego statystyka pracującego w Norwegii, innego w Egipcie… To zapewne wynika z tego, że zagraniczni trenerzy, przyjeżdżający pracować do Polski, szybko zauważają, jak dobrze i ciężko pracują scouci. Przekłada się to coraz częstsze propozycje pracy w innych krajach. Mamy w świecie siatkówki bardzo dobrą opinię i sądzę, że wykonujemy swoją pracę jak należy, niezależnie od tego, gdzie pracujemy.