Porozmawialiśmy z naszym przyjmującym nie tylko o nadchodzącym meczu z Cerrad Enea Czarnymi Radom, ale też o siatkarskich początkach i koszykarskiej pasji.

Przed ostatnim meczem rundy z Cerrad Enea Czarnymi Radom nie wszystko od nas zależy, bo musimy patrzeć na wynik spotkania w Nysie. To boli was jako sportowców pracujących cały sezon na wynik?

Taka sytuacja każdego by złościła, ale jest to tylko nasza wina. Mieliśmy dużo okazji, by zagrać we wcześniejszych spotkaniach lepiej i zrobić więcej punktów. Mamy do siebie pretensje, bo nie wszystko teraz zależy od nas. Pozostaje wygrać najbliższy mecz i zagrać jak najlepiej, niezależnie od tego, jak zakończy się mecz Stali Nysa ze Ślepskiem Suwałki.

Twoje ostatnie dwa występy przeciwko zespołowi z Radomia należały do bardzo dobrych, dlatego można zakładać, że twoja motywacja na sobotę będzie niezmiennie duża.

To prawda, że motywacja u mnie będzie trochę większa niż na inne mecze, ale niezależnie od wszystkiego staram się podchodzić do każdego spotkania i rywala tak samo. Zobaczymy, co będzie w sobotę.



To ciekawe, że w swojej karierze grałeś tylko w jednym klubie spoza województwa śląskiego, czyli właśnie Czarnych Radom...

Tak się układała moja kariera i nie płaczę nad tym, bo Śląsk to jest moje miejsce i bardzo sobie cenię granie w tym regionie.

Na pewno patrzysz regularnie na to, co dzieje się w twoim rodzinnym mieście pod kątem sportu.

Uważam, że jeżeli chodzi o kwestie strukturalne, to widać sporo wspólnego w sporcie w Katowicach i Bielsko-Białej. W Bielsku są cztery silne ekipy: piłkarskie Podbeskidzie, siatkarskie BKS i BBTS, do tego futsalowy Rekord i każda z nich gra na najwyższym lub prawie najwyższym poziomie w kraju. Do tego dochodzi koszykówka i drużyna Basket Hills występująca w drugiej lidze. Sport w Bielsku rozwija się i idzie do przodu na tyle, na ile może, tam zawsze dzieje się sporo.

Czujesz się podbeskidzkim, charakternym góralem?

Pewnie mógłbym o sobie powiedzieć, że mam mocny, dobry charakter, ale to już trzeba by pytać kolegów z drużyny, jak oni to widzą z zewnątrz. Nie mam problemu z okazywaniem emocji na boisku, ale trzeba oddzielić to, jaki jestem na parkiecie od tego, jak zachowuję się po meczu. Podczas meczu czy treningu pojawiają się różne gesty, słowa czy duże emocje, których po mnie zupełnie nie widać poza halą. Poza boiskiem jestem zdecydowanie spokojniejszy.

Wielkie emocje na pewno towarzyszyły Ci 11 kwietnia 2017 roku, kiedy oświadczyłeś się swojej narzeczonej zaraz po meczu BBTS-u.

Przyznam, że to nie było zupełnie planowane, ale mojej żonie bardzo się to podobało. To nie był absolutnie mój pomysł, bo nigdy bym się nie zdecydował na taki krok, ale namówiła mnie przyjaciółka żony. Zupełnie spontaniczna akcja, na którą nigdy bym nie wpadł, ale koniec końców wszystko się udało. Jak już padł ten pomysł, to pomyślałem: raz się żyje... (śmiech).

Pamiętam, że kiedy w szóstce kolejki opublikowanej przez Przegląd Sportowym pojawił się Rafał Kwasowski zamiast Kamila, miałeś nietęgą minę!

Czy ja wiem, czy nietęgą... Wysłałem wtedy tacie zdjęcie tej szóstki i skomentowałem „nie wiedziałem, że jeszcze grasz!”. Pewnie przypadkowa pomyłka, ale wyszła dosyć zabawnie. Ojciec na pewno miał duży wpływ na to, że zająłem się siatkówką. Tak się u nas złożyło, że cała rodzina miała sportowe tradycje. Poza tatą i siostrą mama też była sportsmenką; co prawda nie miała dużo więcej wspólnego ze sportami zimowymi niż siatkówką, ale za to teraz jest absolutnie najwierniejszym kibicem GKS-u, co było widać, kiedy na trybunach byli jeszcze kibice.

Podobno zaczynałeś od piłki nożnej?

Właściwie grałem w każdy sport. Poza piłką nożną pływałem i dużo grałem w piłkę ręczną, jako że chodziłem do szkoły nr 16 znanej w regionie właśnie z tej dyscypliny. Z powodzeniem graliśmy w śląskich turniejach międzyszkolnych i przegrywaliśmy na dobrą sprawę tylko z SMS-em szczypiornistów. Sama siatkówka pojawiła się gdzieś na przełomie szkoły podstawowej i średniej, i tak już ze mną została. Wiadomo, za dzieciaka każdy zaczynał od piłki, bo wszyscy w nią grali na podwórku, natomiast siatkówkę miałem po prostu we krwi i szybko się okazało, że mam do niej większe predyspozycje.

A koszykówka?

Nie, ale przyznam, że bardzo lubię koszykówkę i gram od czasu do czasu między sezonami. Niestety za moich czasów w Bielsku nie było młodzieżowych drużyn koszykarskich, dopiero ostatnio zaczęły się one pojawiać.

Nie jest trudno zauważyć, że jesteś zorientowany w klimatach NBA, o czym świadczy choćby gest koszykarza Portland Trail Blazers Damiana Lillarda, jaki pokazałeś po udanej zagrywce podczas domowego meczu ze Stalą Nysa.

To była zupełna improwizacja. Po prostu wymieniamy się od czasu do czasu z Dustinem różnymi ciekawymi zagraniami i ciekawostkami, na przykład z NBA, i śmiejemy się, że będziemy robić różne cieszynki podczas meczów. Zwykle to nie wychodzi, bo okazuje się, że niekoniecznie wypada... ale wtedy wyszło.

Jak wygląda obecnie twoje koszykarskie zaangażowanie?

Mówiąc szczerze, nie oglądam obecnej NBA, bo nie podoba mi się współczesny styl gry. Uwielbiałem tę ligę z lat 90. i pierwszej dekady wieku, a teraz nie znam już połowy obecnych zawodników. Kiedyś byłem naprawdę ogromnym fanem rozgrywek, oglądałem mecze w telewizji i grałem w serię gier NBA 2K. Siedziałem w tych klimatach naprawdę głęboko, a teraz ten zapał wyraźnie zelżał. Nie jestem fanem stylu, w którym rozgrywa się akcje w siedem sekund i wszystko jest nastawione na jak największa liczbę punktów i rzuconych trójek. To już nie jest siłowa gra jak kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu.



Co z twoją inną pasją, czyli beach volleyem?

Niestety, w siatkówkę plażową już nie gram. Nie wiem, czy to przypadek czy nie, ale zwykle po intensywnym sezonie plażowym łapałem mniejsze i większe kontuzje, dlatego uznałem, że czas trochę odpuścić. I wychodzi na to, że była to dobra decyzja, bo poza mniejszymi dolegliwościami typowymi dla sezonu nic mi nie jest. Może to nie był przypadek i dostałem sygnał, że trzeba nieco zwolnić.

Było trudno pogodzić się z porzuceniem piasku?

Może na początku trochę marudziłem, ale ostatecznie stanęło na tym, by w pełni skupić się na siatkówce halowej. Plaża służyła głównie do tego, by zająć się czymś między sezonami i szlifować siatkarskie rzemiosło, jako że siatkarz niegrający w kadrze ma dość dużo wolnego między rozgrywkami. No cóż, nie robię się coraz młodszy, spada powoli wytrzymałość, dlatego z pewnych rzeczy trzeba było zrezygnować.

Czyli wyjaśniła się twoja absencja w turnieju PreZero Grand Prix.

Dokładnie, a poza tym... byli inni chętni. Gdyby wtedy okazało się, że brakuje ludzi do składu na Grand Prix, pewnie był zgłosił się na turniej, a tak nie zamierzałem zabierać miejsca komuś innemu. I patrząc na to, że zrobiliśmy w tym turnieju trzecie miejsce, wychodzi na to, że była to dobra decyzja!