Po wyjazdowym meczu z PSG Stalą Nysa (1:3) rozmawialiśmy z Jakubem Jaroszem, który wpisał się na stałe do historii PlusLigi.
Podczas spotkania w Nysie zdobyłeś swój punkt nr 5000 w PlusLidze, jesteś trzecim zawodnikiem w historii ligi, który tego dokonał. To dla ciebie tylko statystyka czy coś więcej?
Przed sezonem zastanawialem się, czy uda mi się przełamać tę barierę. Na pewno jest to spore osiągnięcie i mało kto w lidze może się pochwalić takim wynikiem. To dla mnie miła okoliczność, na pewno ze względu na mój staż w lidze było mi łatwiej to osiągnąć niż zawodnikom występującym w niej trzy sezony (śmiech).
Wydaje się, że o losach spotkania przeważyły wydarzenia w pierwszym i trzecim secie, kiedy ostatecznie to nysanie okazywali się lepsi w kluczowych akcjach.
Przez trzy pierwsze sety był to zacięty, równy mecz - męska walka na boisku, "strzelanie" z zagrywki z jednej i drugiej strony. Myślę, że spotkanie wyglądało ciekawie i mogło się podobać, natomiast czwarta partia byłą już bez historii, ponieważ źle ją rozpoczęliśmy, a potem nie mogliśmy wejść na swój właściwy poziom. Natomiast przy tym wszystkim uważam, że zagraliśmy przyzwoity,mecz na bardzo trudnym terenie, w którym jednak rywal okazał się lepszy, ponieważ lepiej wykonał swoją pracę. Być może też dlatego, że miał większe pole manewru przy zmianach w składzie, z kolei u nas tego pola manewru być może zabrakło.
Z czego mogło wynikać złe wejście w czwartego seta po okresie wyrównanej walki we wcześniejszej partii?
Trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało. Zepsuliśmy dwie, trzy piłki na początku partii i niestety nagle przestaliśmy grać. Niestety najwidoczniej w tym momencie skończyła się wiara, że ten mecz można jeszcze odwrócić. Przed nami mecz w Katowicach i kolejna okazja, by zagrać dobry mecz i powalczyć o ważne dla nas punkty.