- Będziemy po prostu czerpać radość z okazji do walki o najwyższe cele w PlusLidze, a gdzie nas to zaprowadzi, zobaczymy - mówił trener Grzegorz Słaby w rozmowie podsumowującej rundę zasadnicza PlusLigi w wykonaniu siatkarskiej GieKSy, która po raz pierwszy awansowała do fazy play-off tych rozgrywek.
Jakie emocje dominują po takiej rundzie? Radość, ulga, zmęczenie, satysfakcja?
Raczej nie ulga, bo ona by nam towarzyszyła, gdybyśmy w ostatniej kolejce uniknęli ostatniego miejsca w lidze. Teraz czujemy przede wszystkim radość z faktu, że udało nam się wspólnym wysiłkiem – prezesa, dyrektora, sztabu, zawodników i pracowników Klubu – zbudować zespół, który był w stanie skutecznie powalczyć o play-off w prawdopodobnie najsilniejszej PlusLidze od lat. Jest to pierwszy awans do play-offów w historii GKS-u Katowice, dlatego tym bardziej jesteśmy z tego dumni.
Po meczu w Suwałkach nie wiedzieliśmy, jak będą wyglądały nasze dalsze losy w lidze, natomiast tego samego dnia okazało się, że w meczu Projektu Warszawa z PSG Stalą Nysa padł wynik, który okazał się dla nas korzystny.
Tak, i chciałbym w tym momencie podziękować serdecznie zespołowi z Nysy i trenerowi Danielowi Plińskiemu. Stali były potrzebne trzy punkty, żeby zachować szansę na uniknięcie barażu; stracili ją, gdy Projekt doprowadził do tie-breaka, ale walczyli do samego końca o zwycięstwo, zaprezentowali sportową postawę i za to należą się nysanom brawa.
Awans do play-offów na pewno smakuje wyjątkowo, gdy przypomnimy sobie wszystkie problemy, z jakimi zmagaliśmy się w tym sezonie.
Musieliśmy przetrwać jeden wyjątkowo trudny moment. Pojechaliśmy do Zawiercia po dwóch zwycięstwach i świetnym starcie sezonu. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze aż do czasu. Zagraliśmy z Aluronem CMC Wartą dobrą siatkówkę mimo porażki 1:3, z tym że Jakub Jarosz złamał wtedy palca, a Tomas Rousseaux po tym spotkaniu został pobity. Potem pojechaliśmy do Lublina, gdzie zaczęły się nasze problemy z COVID-19, co było widać w trakcie spotkania. Następne wypadki pamiętamy: pierwsza fala zachorowań na koronawirusa, mecz z Indykpolem AZS Olsztyn grany w ośmiu z libero na przyjęciu, a następnie porażka z Cuprum Lubin, gdy większość graczy wróciła z kwarantanny do treningów na dzień przed meczem.
To był niezwykle trudny czas, ale musieliśmy się wygrzebać mentalnie z tych wszystkich nieszczęść, jakie na nas spadły. Nawet kontuzje, jakie nas spotykały, były raczej dziełem przypadku niż przemęczenia; na przykład Kuba Nowosielski skręcił kostkę po zderzeniu z kolegą podczas odbijania w parach... Mimo tego wszystkiego podnieśliśmy się i wygraliśmy mecze z zespołami z Radomia i Nysy, czyli mecze z rywalami o zbliżonym potencjale, w których zgodnie z planem założonym podczas przygotowań do sezonu mieliśmy punktować.
Nie każdy zespół w tym sezonie był w stanie podnieść się po zawirowaniach zdrowotnych i kadrowych, tym większy powinien być podziw dla całej drużyny siatkarskiej GieKSy...
Dwa pierwsze mecze sezonu i pięć punktów w spotkaniach z Treflem i Asseco Resovią pokazały, że jesteśmy nieźle przygotowani do ligi. Potem złożyło się wiele rzeczy, które przeszkadzały nam w uwolnieniu potencjału, ale wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie prezentować wysoką jakość i jeżeli tylko będziemy w stanie normalnie trenować i powoli wychodzić na prostą, będziemy zbierać ważne punkty.
Aczkolwiek byłbym hurraoptymistą, gdyby powiedział, że byłem pewien tak dużej zdobyczy punktowej w drugiej połowie sezonu. Nie ugraliśmy punktów jedynie z ZAKSĄ, PGE Skrą i Asseco Resovią, a w Rzeszowie zabrakło jednej wygranej piłki do tie-breaka. Dokonaliśmy wielkiego wyczynu, a kluczem do tego były relacje między zawodnikami, o których powtarzam niezmiennie od początku sezonu. Do jakości sportowej prezentowanej przez naszych siatkarzy dołożyliśmy jedność w drużynie, a to pozwoliło pokazać w pełni nasze możliwości.
Do grudnia 2021 roku zdobyliśmy tylko 11 punktów, a w tym roku aż 25 - tylko trzy kluby w PlusLidze zgarnęły więcej „oczek” w analogicznym okresie sezonu.
Wytłumaczenie jest proste. W pierwszej połowie sezonu graliśmy spotkania, w których mogliśmy i powinniśmy zdobywać punkty, ale nie byliśmy w stanie z powodów, o których mówiłem wcześniej. Miało to ogromny wpływ na kształ tabeli do grudnia. Co prawda wygrywaliśmy w Nysie i z Cerrad Enea Czarnymi Radom, ale do końca roku zanotowaliśmy tylko punkt po meczu z Projektem Warszawa.
Natomiast w kolejnej rundzie wygrywaliśmy z wszystkimi zespołami, których poziom sportowy był zbliżony do naszego, z wyjątkiem pierwszego meczu ze Ślepskiem Suwałki. Do tego doszły niespodzianki w postaci trzech punktów z klubami z Zawiercia i Gdańska, swoje zrobiła też wygrana w Warszawie. Zrobiliśmy sporo bonusowych punktów, do zdrowia wrócili wszyscy gracze i nawet druga fala zachorowań przed wyjazdowym meczem z Asseco Resovią nie przeszkodziła nam w dobrej grze. Szkoda, że nie doprowadziliśmy do piątego seta, to byłaby piękna historia, biorąc pod uwagę okoliczności.
Mecz, do którego trener lubi wracać myślami?
Dla mnie bardzo ważny był pierwszy mecz sezonu z Treflem Gdańsk. Uważam, ze początek rozgrywek ustawia w dużej mierze zespół mentalnie i pokazują mu, jak duży sens miała praca wykonana w okresie przygotowawczym. Taki zastrzy pewności siebie w postaci wygranej na start ligi jest potrzebny zwłaszcza zespołom takim jak GKS, które nie byłystawiane w roli potentatów rozgrywek. To były niezłe zawody, które ujawniły silny charakter drużyny – choćby w tie-breaku, w którym podnieśliśmy się mimo przegrywania trzema punktami i doprowadziliśmy do szczęśliwego końca.
Do tego wtedy ważną nagrodę MVP otrzymał Micah Ma'a, mózg naszego zespołu i człowiek, od którego wiele zależy. To wyróżnienie pomogłu mu poczuć się jednym z liderów zespołu. Tamten wygrany piąty set z Treflem pozwolił nam zbudować solidną podstawę mentalną na kolejne miesiące i w trudnych okresach wracaliśmy do udanego startu sezonu, by pokazać sobie, że możemy wrócić do naszej najlepszej postawy.
Wspomniał trener o Ma'a, natomiast po tej rundzie każdy zawodnik GieKSy może z pewnością siebie stwierdzić, że spisał się lepiej, niż tego wcześniej oczekiwano.
Nie byliśmy stawiani zbyt wysoko przed sezonom, gdy patrzono jednostkowo na poszczególnych zawodników, natomiast zbudowaliśmy silną grupę, która prezentowała odpowiednią jakość. Powtarzałem od początku sezonu, że jako sztab i zespół jesteśmy ludźmi o dużej ambicji, którzy nie zostali należycie docenieni i zamierzali udowodnić po wcześniejszych sezonach, że warto na nich stawiać. Mogliśmy liczyć na absolutnie każdego członka zespołu: od kapitana Jakuba Jarosza, wyraźnego lidera spajającego cała grupę, aż do rezerwowych, wnoszących dużo swoimi wejściami na boisko i zapewniającymi wysoką jakość treningu.
W końcu bez dobrej drugiej siódemki w drużynie ta pierwsza siódemka nie jest w stanie wystarczająco dobrze przygotowywać się do meczu. Naszą siłą była cała czternastka, co pokazały spotkania, w których dokonywaliśmy wielu rotacji, przymusowych bądź wynikających z moich decyzji. Ta głębokość składu i gotowość każdego zawodnika do gry też miała swój wpływ na końcowy wynik. Jestem bardzo wdzięczny każdemu członkowi drużyny i sztabu trenerskiego - Damianowi Musiakowi, Piotrowi Karlikowi, Grzegorzowi Rzeteckiemu - za wykonaną pracę, bo to nie jest tak, że sam wypracowałem taki wynik. To jest efekt wysiłków wszystkich, którzy pracowali i pracują w GKS-ie.
Mamy kolejny cel przed sobą i zamierzamy po prostu zaprezentować się jak najlepiej w ćwierćfinale PlusLigi i postawić naszemu najbliższemu rywalowi jak największy opór. Co na to przyniesie – to się okaże. Nie zabraknie nam wiary, tak jak jej nam nie brakowało przez cały sezon i za to odbieramy swoją nagrodę. Kiedy mówię teraz o ćwierćfinale mistrzostw Polski, to czuję, że zrobiliśmy już naprawdę dużo, a nikt nam nie zabroni myśleć o tym, by zrobić więcej.
Do pierwszego meczu 1/4 finału pozostało około półtora tygodnia. Jak wykorzystamy ten czas?
Przede wszystkim - powrót do pełni zdrowia wszystkich zawodników. Liczymy że ten czas przyda się przede wszystkim Piotrowi Hainowi, który zmagał się z grypą jelitową i przez nią opuścił ostatni mecz. W tym tygodniu mamy zamiar wykonać więcej jednostek treningowych na siłowni, by wzmocnić się fizycznie,a w kolejnym rozpoczniemy swój tradycyjny mikrocykl do meczu, by podtrzymać to, co wypracowaliśmy czysto siatkarsko w sezonie.
Póki co jeszcze nie wiemy, z kim zagramy w ćwierćfinale; będzie to albo Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, albo Jastrzębski Węgiel.
W ćwierćfinale PlusLigi na pewno zagramy w półfinalistą Ligi Mistrzów i finalistą ostatniego sezonu polskiej ligi. Innymi słowy, nie ma mocniejszego i bardziej klasowego zespołu, na który moglibyśmy w tej chwili trafić. Niezależnie od tego, czy zagramy z ZAKSĄ, czy Jastrzębskim Węglem, nasze zadanie będzie niezwykle trudne, bo będziemy się mierzyć z topowymi zawodnikami walczącymi o najwyższe cele.
Ale zapewniam, że jeżeli będziemy mieć tylko jeden procent szans na pokonanie tak mocnych drużyn, to będę trzymał się tego jednego procenta i wierzył w to, że jesteśmy w stanie go wykorzystać mimo pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu na naszą niekorzyść. W tym sezonie przeciwko JW i ZAKSIE zdobyliśmy tylko jeden punkt, natomiast przebieg rozgrywek pokazuje, że wiele się może wydarzyć. Będziemy po prostu czerpać radość z okazji do walki o najwyższe cele w PlusLidze, a gdzie nas to zaprowadzi – zobaczymy.