Jan Nowakowski o reprezentacji i... kamperze

21.07.2020 10:57

Nasz środkowy Jan Nowakowski uczestniczył niedawno w wyjątkowym zgrupowaniu reprezentacji Polski. O powołaniu dowiedział się niespodziewanie podczas pracy nad własnym samochodem kempingowym. Oddajmy głos samemu zawodnikowi.

Kadra

Spokojnie pracowałem przy kamperze i nagle dostałem telefon, że z powodu kontuzji Mateusza Bieńka wraz z Norbertem Huberem zostałem powołany na zgrupowanie polskiej kadry. Jak zareagowałem? Trenerowi kadry się nie odmawia i to jest podstawowa sprawa. Taki telefon daje ci sygnał, że jesteś potrzebny i mocno podbudowuje sportowo. Po prostu zdjąłem rękawice i maskę do spawania, zrobiłem parę powtórzeń ze sztangą i spakowałem się do Spały. Na pewno poczułem się doceniony taką decyzją Vitala Heynena, w końcu na tegorocznym zgrupowaniu zgromadziła się grupa naprawdę wielkich graczy szykujących się do igrzysk olimpijskich, można rzecz, że creme de la creme polskiej siatkówki. Już sama obecność w takim gronie sprawia, że człowiek czuje się lepiej.

To było zgrupowanie, które w zamyśle samego trenera miało być spotkaniem dla podtrzymania dobrej atmosfery w grupie. Zawodnicy przewidziani do gry w meczach kontrolnych mieli przede wszystkim poczuć piłkę, a same obciążenia treningowe nie były wyjątkowo duże. Co nie oznacza, że zajęcia nie były wymagające, zwłaszcza dla kogoś, kto przyjeżdża oderwany prosto od pracy przy aucie i zaczyna od razu od gry w szóstkach!

Sam Vital Heynen na pewno zmienił się od czasów Transferu Bydgoszcz, kiedy pracowaliśmy razem w jednym klubie. Jakby to ująć... Jest mniej wybuchowy niż podczas swojego pierwszego roku pracy w Polsce. Podczas zgrupowania było zdecydowanie luźniej niż wtedy w Bydgoszczy, ale poza tym Heynen nie zmienił się jako człowiek i jako trener. Nie widziałem, żeby ktokolwiek pod jego skrzydłami grał gorzej niż wcześniej i to jest najlepsza rekomendacja, jaką może otrzymać szkoleniowiec.

Marzenie o kamperze

Po naszej zeszłorocznej podróży kamperem z Kubą Kowalczykiem i Łukaszem Wiese z tyłu głowy pozostawało przyjemne uczucie i chęć powtórzenia takiej przygody. Pewnego dnia usiadłem na kanapie, wziąłem do ręki laptopa i uznałem: zbuduję kampera, czemu nie! W 24 godziny znalazłem interesujący mnie model auta, mercedes 308d, czyli chyba najsłynniejszy samochód dostawczy w Polsce zwany popularnie „kaczką”. Model legendarny, właściwie niezniszczalny. Kupowałem go z tatą, który postawił warunek:

- Bierzemy go, ale pod warunkiem, że w tym roku na pewno gdzieś nim pojedziesz.

I nie było odwrotu, tacie się nie odmawia! Zbudowanie kampera od podstaw zajęło około siedmiu tygodniu i wymagało wiele pracy, ale dzięki temu nauczyłem się chociażby spawać, do tego wykonałem masę pracy przy obróbce drewna, metalu czy elektronice. Bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że rozwiązania, jakie zastosowałem w tym aucie, to obecnie najlepsze dostępne funkcjonalności w kamperach: panele solarne, prysznic, bieżąca woda, lodówka, normalne łóżko... Owoc dobrej, porządnej pracy.

Nieustanna nauka

Nie ukrywam, że wyzwaniem było samo obmyślenie tego, jak przymocować różne elementy wyposażenia do wnętrza auta, chociażby łóżko. Bywały elementy, które sprawiły zdecydowanie więcej problemów niż sądziłem, a zdarzały się prace, jak na przykład przy konstrukcji dachu, przy których zakładaliśmy dwa-trzy dni pracy, a ostatecznie rozwiązaliśmy temat w pół godziny. Praca przy tym aucie była naprawdę przyjemna poza jednym aspektem, czyli elektroniką. Spędziłem półtora tygodnia na czytaniu Internetu i przypominaniu sobie fizyki z liceum, by wszystko działało jak należy, a przede wszystko by cała instalacja była należycie zabezpieczona. Auta dostawcze to ogromne napięcia i grube kable, przy których nie ma miejsca na nawet mały błąd.

Jedyną rzeczą, jaka doskwierała w trasie, był brak klimatyzacji i dał się on odczuć nam mocno we znaki w Chorwacji, gdzie po prostu musieliśmy zawracać w chłodniejsze rejony. Dobrze, że auto było białe i ostatecznie nie zdecydowaliśmy się z narzeczoną na pomalowanie go!

Podróż w wyjątkowych warunkach

Początkowy plan zakładał przejażdżkę po Polsce i sprawdzenie auta w akcji, ale ostatecznie dzięki częściowemu otwarciu granic zrobimy trasę po Europie. Rzecz jasna unikaliśmy skupisk ludzkich, a jeżeli już wjeżdżaliśmy do miast, mieliśmy przygotowane maseczki i płyny dezynfekujące, pod tym względem zadbaliśmy o wszystko. Co ciekawe, nie spotkaliśmy się z większymi kontrolami na granicach, a jedyna ważniejsza zmiana planów dotyczyła przejazdu przez Albanię i Serbię. Tam z powodu koronawirusa nie było już wjazdu i musieliśmy jechać inną trasą, ale zapewniam, że była ona w stu procentach bezpieczna.

Wyprawa była udana, na tę chwilę kamper jest umyty, schowany w garażu i czeka na swoją kolejną wielką chwilę. Jeśli sytuacja na świecie się unormuje, to planujemy w przyszłym roku jeszcze większy wypad – nie wiem jeszcze, gdzie, ale oby jak najdalej. Pierwsze dni powrotu do regularnego treningu są trudne, ale pamiętajmy, że zawodowy sportowiec nawet po kilku miesiącach większego rozbratu ze sportem nie zapomina, jak się gra w siatkówkę lub podnosi ciężary. To zajmuje chwilę, ale wdrożenie się w normalny rytm pracy następuje dość pewnie. Od razu uspokajam fanów vlogów na moim kanale: one wrócą razem z nowym sezonem! Na razie po niektórych zajęciach ciężko byłoby utrzymać kamerę w ręce, ale bez obaw – będę filmować życie drużyny.

Partner strategiczny
Partner Wiodący
Klub Biznesu
Partner Techniczny
Partnerzy
PlusLiga