sobota, 25 stycznia 2020 20:30, Szopienice

Frekwencja: 358

17. kolejka PlusLiga

GKS Katowice

GKS Katowice GKS

3

:

2

( 22:25, 28:26, 25:17, 23:25, 15:12 )

Indykpol AZS Olsztyn

Indykpol AZS Olsztyn Olsztyn

 

 

 

 

Składy

GKS Katowice: Firlej, Nowakowski, Musiał, Zniszczoł, Szymura, Kwasowski, Watten (libero), Gregorowicz (libero oraz Fijałek, Jarosz, Szymański. Buchowski.

Indykpol AZS Olsztyn: Woicki, Mika, Żaliński, Poręba, Seyed, Żurek, Andringa (libero) oraz Kowalski, Sokołowski.

Przebieg spotkania

Walczący o miejsce w czołowej ósemce ligi GKS liczył na jak najlepszą dyspozycję w starciu z Indykpol AZS-em Olsztyn. Rywale znad Kortowa mierzyli się z własnymi problemami kadrowy, tj. kontuzjami Remigiusza Kapicy i Jana Hadravy, do tego spotkanie w hali OS Szopienice było debiutem Marcina Mierzejewskiego w roli pierwszego trenera AZS-u, jako że rezygnację z tej funkcji złożył Włoch Paolo Montagnani. Dariusz Daszkiewicz mógł liczyć na wszystkich graczy w swoim zespole poza kontuzjowanym Kamilem Drzazgą. Po raz kolejny w meczowej podstawie wystąpił atakujący Wiktor Musiał, zastępujący dochodzącego do stu procent zdrowia Jakuba Jarosza.

Katowiczanie zaczęli wręcz piorunująco, od prowadzenia 4:0, choć goście zdołali otrząsnąć się po pierwszych niepowodzeniach i doprowadzić do stanu 7:6. Wydawało się, że dzięki skuteczności z akcji po przyjęciu będziemy kontrolować przebieg gry, ale wystarczyły dwie dłuższe nieudane wymiany, by korzystny rezultat zmienił się w remis 13:13, a potem prowadzenie gości po asie Wojciecha Żalińskiego. Nie pomogła podwójna zmiana Jarosz-Fijałek ani starania naszych przyjmujących: gdy przyjezdni złapali właściwy rytm gry, spokojnie prowadzili grę środkiem, do tego GKS notował zbyt dużo autowych zagrywek. Set zakończył się wygraną AZS-u do 22 po mocarnym ataku Mateusza Miki.

Świetnie wybory Firleja i gra blokiem Nowakowskiego na starcie drugiej partii dały nadzieję na wyrównanie (6:5). GKS zaczął odpowiadać we właściwy sposób na pomyślne kontry kończone przez Żalińskiego, co pozwoliło nam na dorównywanie przeciwnikowi na tablicy wyników. Po trzech punktowych blokach GieKSy prowadziliśmy 16:13, co dało nam sporo pewności siebie i pomogło z dalszym prowadzeniu gry. Olsztynianie zaczęli wracać z dalszej podróży po asie Żalińskiego i błędzie Szymury, ale wydawało się, że przy dwóch piłkach setowych wszystko jest na dobrej drodze. Skończyło się na dwóch niewykorzystanych setbolach i wielkich nerwach w decydujących akcjach. As Zniszczoła i autowy atak Żalińskiego sprawiły, że koniec końców wyrównaliśmy stan meczu.

Kolejna część meczu zaczęła się niemal identycznie jak pierwszy set (5:1) i tym razem nie pozwoliliśmy odebrać sobie szybko wypracowanej w pocie czoła przewagi. Częściej raziliśmy AZS zagrywką, do tego unikaliśmy potknięć w kontratakach, co pomogło nam w spokojnej kontroli wydarzeń na boisku. Do tego utrzymywaliśmy świetną skuteczność w grze blokiem (17:10). GieKSa grała wręcz koncertowo i stało się jasne, że nie wypuści szansy na podwyższenie wyniku z rąk. Choć olsztynianie starali się wykorzystać pod koniec partii rozprężenie w naszych szeregach, ostatecznie nie zdobyli więcej niż 17 punktów. Dwa pewne uderzenia Nowakowskiego i blok-aut Szymury załatwiły sprawę.

Przeciwnicy na zagrywce Mateusza Miki zaczęli czwartego seta z wysokiego C (2:5) i z dużym udziałem Seyeda Mohammada Mousaviego. Nieustannie doskakiwaliśmy do rywala, prezentując coraz szybsze i bardziej efektowne zagrania, jednak brakowało przełamania solidnie prezentującej się w przyjęciu i obronie ekipy gości (9:11). Dopiero po dwóch błędach Seyeda i punkcie Musiała wróciliśmy do grania punkt za punkt, a po asie serwisowym naszego atakującego prowadziliśmy 15:14. Chwilę potem rywal wrócił do wygrywania dwoma punktami i w hali zrobiło się gorąco. Publiczność rozgrzał as Jakuba Jarosza i szansa na kolejne przełamanie. Przegrywaliśmy 21:23, by po dwóch punktach Zniszczoła wyrównać wynik. Niestety, po bloku na Rafale Szymurze stało się jasne, że rozegramy tie-breaka numer 11 w sezonie.

Po początku piątej partii (1:4) widac było, że siatkarzom GKS-u wciąż w głowach siedziała końcówka poprzedniego seta. Na szczęście im dalej w set, tym więcej było po naszej stronie pewności i dobrej energii. Przy Buchowskim na zagrywce doprowadziliśmy w wybornym stylu do prowadzenia 7:6, w międzyczasie kapitalnie broniąc uderzenia olsztynian. Nie ustępowaliśmy w swojej najlepszej grze: kapitalnie kończył piłki Musiał, do tego Żaliński dał się przypadkowo trafić zagrywką i dwa punkty były blisko. Po bloku Nowakowskiego wszyscy szykowali się do świętowania, tymczasem... mecz musiał trwać dalej, bo olsztynianie wygrali wideoweryfikację. To wywołało dłuższą dyskusję na boisku i duże nerwy. Ostatecznie nasz środkowy zakończył (raz jeszcze) spotkanie atakiem ze środka.  

MVP: Rafał Szymura.